czwartek, 23 grudnia 2010

Świątecznie

Z mojego okna rozpościera się iście magiczny obraz, białe puchate czapy zwieszają się z drzew i krzewów, a śnieżna kołderka otula ziemię, gdzieniegdzie w oddali wesoło migoczą drzewka przystrojone w sukieneczki z lampek....dla mnie ten widok jest naprawdę bajkowy, bo gdy byłam mała tego typu obrazy namalowane przez Panią Zimę (nazywaną przeze mnie Carycą, a to po lekturze rosyjskich baśni i legend) mogłam oglądać co najwyżej na widokówkach, kalendarzach czy w telewizji. A dlaczego pomyślicie? otóż z mojego okna jak okiem sięgnąć rozpościerał się widok na rząd równych okieneczek w sasiednim bloku, mogłam więc świątecznie podglądać sąsiadów i ich choinki w domach (co też sumiennie i niezwykle chętnie robiłam). To podgladactwo zostało mi do dzisiaj, nadal lubię zaglądać przez okna, ale nie tak wścibsko, tylko z wypiekami na twarzy i z wielkim zainteresowaniem - jak też pieknie można mieszkać.
Pozwólcie więc, że dziś to ja pozwolę Wam spojrzeć  wirtualnie do mojego wnętrza na moje ostatnie już ozdoby.

Jako tła użyłam tablicy, którą odsprzedał mi ogrodnik, choć służyła mu jako cennik drzewek świątecznych, tymczasowo dokleiłam mały dekor aniołka, którego uprzednio ciut pobieliłam i przetarłam, choć z czasem zmienię go na coś bardziej pasującego do wnętrza mojej kuchni bo to właśnie tam zawisła.




Świąteczne mydełka hand made eko ;-)




Monogramowe zawieszki.






Poduszka ze świątecznych haftem.




I na koniec mój haft, który co prawda nie jest związany z atmosferą radości, którą ze sobą niosą te Święta , jednak trafi jako prezent do Mojego Anioła Stróża, roztaczającego nade mną  bezpieczne skrzydła -mojej ukochanej Babuni. Zaczęłam go robić przeszło rok temu, ale skończyć jakoś dopiero teraz mi się udało.
Spokojnych i radosnych Świąt Wam życzę,
w atmosferze miłości i bliskości,
w blasku świec i przy wtórze anielskich pieśni,
niech zapach choinki i piernika otula Was miło a w Nowym Roku
dużo zdrowia i nowych, ciekawych pomysłów.

WESOŁYCH ŚWIĄT.

piątek, 17 grudnia 2010

Szczypta dekoracji

Ostatnią rzecza jakiej bym się spodziewała przed świętami to wizyta malarzy...tak tak, zima w pełni, minusowe temperatury a tu "hulaj dusza - piekła nie ma"-rozpanoszyli mi się panowie z pracami ręcznymi. I dobrze, choć zmiana koloru ścian zmieniła też moją koncepcję wizualizacyjną domu. Dekoracje też się zmieniły , te co pierwotnie miały być w salonie zawędrowały do jadalni, a inne znalazły jakieś zacisze dla siebie w miejscach najmniej spodziewanych.

W sypialnianym oknie pomieszkują  teraz aniołki zwiastujące narodziny Dzieciątka.

A w salonie chwilowo pojawił się wianek, choć docelowo zmieni swoje miejsce. Przemalowałam go na biało bo wcześniej był ciemnobrązowy i jakos nieszczególnie ujmował mnie swoją wątpliwą urodą.



Z resztek po zeszłorocznych dekoracjach skleciłam taki dyndający stroik, troszkę śmieszny ale za to córcia zachwycona bo może okręcać mikołajka a on wiruje niczym derwisz.
 



 Jakiś czas temu pokazałam ramę z obrazem, która zyskała nowy look, mam teraz okazję ją zaprezentować w całej krasie.

Sfatygowane Cherubinki, które były pierwszą zakupową zdobyczą z targu staroci, nie miały nóg i głowy, były całe obdrapane i pokaleczone, a jednak mąż znalazł śmiałka, kóry dał im nowe życie i dorobił to, czego wcześniej nie było. Mam do nich straszną słabość, tu na swych barkach dźwigają tylko ozłoconą szyszkę, ale fatycznie są  bardzo wdzięcznym świecznikiem.



 Jak widać i mnie się głęboko udzielił nastrój świąteczny, dopiero teraz zwolniłam tempo, co przy dwójce maluchów jest raczej mało realne a jednak gdzieś tak w  środku pełna jestem refleksji i spokoju.
Jak co roku odliczam już dni do magicznego wieczoru gdy zasiądziemy razem przy wspólnym stole, połamiemy się opłatkiem i ze łzami w oczach złożymy szczere, płynące prosto z serca życzenia.
Dobrej Nocy.

piątek, 3 grudnia 2010

Zima w pełni

A jeszcze tydzień temu wspomniałam, że tak nieśmiało sypnęło śniegiem....dziś mamy piękną, urokliwą zimę, taką jak chyba większość z nas lubi (pomijając poranne zmagania z odśnieżaniem pojazdów tudzież podjazdów, z zaśnieżonymi ulicami, na których trza zwolnić do prędkości marszowej a co za tym idzie i korkami, eh i całej reszty, która akurat nas zdenerwuje).
Mnie jakoś nic nie zdenerwowało do tej pory, spoglądam na termometr i się tylko uśmiecham....-13 pierwszego dnia grudnia, w domu mam ciepło, dzieciaki uśmiechnięte, lodówka pełna...czego chcieć więcej.
Dłubałam więc sobie w te mrozy, zastanawiałam się tylko czy to pokazać, bo to takie skromniuteńkie robótki, ale co tam- zawsze coś.
Na pierwszy rzut  pójdzie choinka, wymarzyła mi się dla niej śniegowa sesja, ale okazało się to dla mnie barierą nie do przeskoczenia, bo przeziębione dziecię krok w krok za mną dreptało i nijak nie dało się tego zrobić. Wykorzystałam mała chwilę nieuwagi i cyk za okno, fota bez rewelacji, ale prawdziwy śnieg jest.


Jak widać czubek mojego drzewka się " wygł" ale zrzucam to na karb mojej dbałości o dokładne naciągnięcie materiału na szkielet.
Zrobiłam też zawieszkę z hafcikiem mikołajka co by zawisł w świątecznym okresie w dziecięcym pokoju i  czerwoną czapeczkę także do zawieszenia....z góry założyłam, że ten Mikołaj to będzie pikuś, a tu masz babo placek, okazało się, że takie maleństwo zrobić równo, wypchać  a potem cieszyć się z estetyki jego wykonania to nie tak łatwo jakby się wydawało. Pierwsze koty za płoty- wyszło jak widać, nastepnym razem będzie lepiej. A tu chylę czoła przed Ateną, kóra jest dla mnie guru w tej dziedzinie. Anetko podziwiam Twój kunszt i doskonałość.



Na zakończenie pojemniczek na słodkości, tu z piernikami, których z każdym zdjęciem ubywało;-) zrobiony dla córeczki, która była zachwycona serwetką z bałwankiem. Mistrzynią decu to ja nie jestem, ale jak uparcie powtarzam "trening czyni mistrza".






a tu na mojej ostatniej zdobyczy-porcelanowej , starej tacy, która jak widać lata świetności ma już dawno za sobą.
Miłych snów i wielu pomysłów...

piątek, 26 listopada 2010

Zimowa przystawka...

...bo chyba tak mogę nazwać krajobraz ukazujący sie moim oczom podczas porannej wyprawy samochodem. Niby z taką nieśmiałością a jednak pobieliła po raz pierwszy Pani Zima wszystko dookoła (przynajmniej u mnie -choć tylko na chwilę, zimowy schabby chic z naciskiem na burą i szarą przecierkę;-))), dając przedsmak tego, co już niedługo nam zaserwuje na główne danie. A to już tuż tuż, bo od środy idą mrozy.
Lubię zimę z jej mroźnym wizerunkiem, skrzypiącym śniegiem pod butami, bieluchnymi drzewami, zaczerwienionymi nosami mijanych przechodniów, strzelającym ogniem w kominku, parą unoszącą się z nad kubka aromatycznej kawy bądź herbaty, za ciepłe skarpety i puchate swetry.
 No ale ja nie o tym chciałam dziś pisać, zrobiło się jednak tak świątecznie na Waszych blogach i ciutkę zimowo dlatego ten wstęp był jak znalazł.
Ruszając więc tym samym torem co i Wy przedstawiam Wam mojego toaletowego przydasia (wiem wiem, że on ze świętami nic wspólnego nie ma-no ale jakoś musiałam go wkręcic na dzisiejsze przedstawienie)
W końcu udało mi się  go skończyć. Tak jak robota paliła mi się w rękach na początku ,tak później oklapłam z zapału, że to tak długo mi idzie. Ale juz koniec - uff.
Zdjęcia kiepskie-ale przy takim świetle trudno było mi uzyskać coś lepszego. Wzór korony z wieńcem utworzonym z liści zaczerpnęłam ze strony  utalentowanej Ani- Penelopis, która dzieli się z nami swoimi cudnymi tworami.










Z ozdób światecznych na chwilę obecną jest ukończony tylko ten haft, ale przygotowania  idą pełną parą.

Na dziś to już wszystko, pozdrawiam i miłej nocy życzę.

piątek, 5 listopada 2010

Słabość do staroci

Tak to już ze mną bywa, że potrafię narobić sobie tygodniowych  blogowych zaległości, no a gdy później w wolnej chwili zasiadam przed komputerem- to czytanie nowości potrafi skraść mi tyle czasu, że już na nic innego, mojej wolnej chwili nie mogę poświęcić. Oj, moja Pani od polskiego za konstrukcję zdania dałaby mi dwójkę. Choć to teraz pewnie jedynki się stawia.
   Tyle się pozmieniało od czasów mojej podstawówki, czy na lepsze? to już indywidualna ocena każdego z nas. Ale wiem jedno, biegałam sama z kluczem uczepionym tasiemki, po odrobieniu lekcji brykałam z koleżankami i kolegami przed blokiem, graliśmy w "kamienia" , zbijanego, w gumę, skakankę, szukanego, podchody....nie było komórek, internetu i całej tej masy innych "niezbędnych"do życia rzeczy a jednak codziennie był czas by się spotkać z przyjaciółmi i pogadać, pisaliśmy listy, wyjeżdzaliśmy na kolonie do innego miasta i było tak cudnie, tak prosto i zwyczajnie, swojsko. A bajki to były tylko na dobranoc, no i teleranki, domowe przedszkole a nawet okienko Pankracego. Ileż radości wówczas miałam.
Chciałabym aby i moje dzieci miały takie "dziecinne" dzieciństwo.
Tak mnie na wspominki wzięło pewnie przez te starocie, które znalazłam. Mam słabość do takich gracików, z pozoru banalne, czasem brzydkie rupiecie, niejeden wyrzuca takie na śmieci ale ja, och zachwycam się nimi niezmiennie, od czasu przeprowadzki na wieś.
Pierwsze znalezisko odkrył mój Małżonek i przytargał do domu, nie miałam nawet czasu aby je oczyścić, z drugiej strony może właśnie w takim stanie je zostawię. Kilka wrzosików i już garniaczek robi za donicę.

Drugą rzecz znalazłam na strychu, ni to wiaderko, ni to jakieś naczynie, u mnie pełni funkcję zdobniczą, do spółki z tą piękną podlewajką-konewką.  Ubóstwiam takie przedmioty z historią, szarpnięte i to mocno przez czas, mają swój nieodparty urok i czar.






A to puzderko ostało się po poprzednich właścicielach,niszczało na dworze służąc palącym gościom za popielniczkę- przygarnełam to maleństwo- a jakże by inaczej, chcę je oczyścić tylko nie wiem jak później uzyskać taki fajny efekt patyny i staroci. Może znacie jakąś metodę?


A na koniec coś z czym były małe problemy, otóż obraz w tej okropnej ramie wisiał w naszym salonie przez 4 lata. Jakoś dawaliśmy sobie radę w jego towarzystwie wcześniej, aż nadszedł dzień gdy powiedziałam "dość".  Niestety stolarz nie podjął się odbarwienia tudzież zeszlifowania starej farby bo jak stwierdził "pokryte to jest czymś dziwnym i nie schodzi po preparacie do starych farb a szlifując zniszczę ramę" (moje usilne próby ścierania farby również nic nie dały), dopiero znajomy znajomego podjął się tego zadania i oczyścił mi ramę do gołego drewna. Jakież było moje szczęście widząc je w postaci, która dała mi pole do popisu. Pokryłam je tylko preparatem do konserwacji drewna w kolorze Tik, aby nadać mu subtelną barwę i podkreślić słoje. Na koniec lakier ochrony i voila! moje pierwsze malunki drewna, małe bo małe, no ale ważne, że uzyskałam ten efekt na którym mi zależało.
Przed zmiana wyglądał tak:

Zdjęcie kiepskie i ta lampa błyskowa odbita w kadrze, ale chyba widać trochę, że ta czerń była starsznie przytłaczająca.
A po zmianie:

Na razie stoi na strychu, jak już zawiśnie na swoim miejscu, zaprezentuję go w całej okazałości i w komplecie do siostrzanej niemalże ramy, na której to wzór i podobieństwo była ta przemiana.
    A juz tak na pożegnanie chciałabym serdecznie podziekować Antice, za słoneczne wyróżnienie, którym mnie obdarowała. Jest do dla mnie ogromne zaskoczenie i naprawdę miła niespodzianka, bo jestem w tym środowsku takim dopiero co raczkującym dziecięciem.
W związku z faktem, że praktycznie wszystkie blogi, w których się rozczytuję są dla mnie głębokiem źródełem inspiracji, podziwu, fascynacji -nie wybiorę z nazywy tych, do których chiałabym przekazać je dalej, ponieważ wszystkie jesteście diabelnie zdolne i utalentowane i do każdej z Was powinno trafić nie tylko takie wyróżnienie ale i masa innych .
Pa!