piątek, 24 września 2010

Słoneczne dni

Jestem właśnie po lekturze kilku blogów, uzupełniłam swoją wiedzę, bo dawno nigdzie nie zaglądałam, a tu proszę...troszkę nostalgicznie, wszędzie jesiennie, wrzosowo, spadające liście, jesienne kwiaty , warzywa i owoce.
 Ze wspomnień z dzieciństwa, wyłapuję właśnie tę porę roku, może dlatego, że droga do szkoły prowadziła przez niewielki park, który witał mnie zawsze cudownymi brązowymi klejnotami, ubranymi w zieloną, kolczastą skórkę- kasztanami. A może to właśnie ten kolorowy, miękki dywan z liści szeleszczący pod butami tak mi zapadł w pamięć.
 Złota polska jesień. Czy człowiek musi dorosnąć aby docenić piękno otaczającej przyrody? czy świadomość, że dookoła jest tak cudownie przychodzi wraz z wiekiem?
Doskonale za to pamiętam, że zawsze był nowy fartuszek, plecak, zeszyty i książki pachnące świeżym drukiem, nowy blok i farby z kredkami i ten zapał do nauki,który zawsze się kurczył proporcjonalnie do wydłużającego się dnia, przychodzącego wraz z wiosną;-)
    A wiec troszkę tak przewrotnie pokażę coś, co nie ma nic wspólnego ani z jesienią ani nawet ze szkołą, ot po prostu luźna kompozycja, która wyszła w wolnej chwili, a że tych chwil ciągle niewiele to i robótki takie  maleństwa.
 Przestrzenna ramka miała czarny środek, wiec by nieco wysubtelnić jej wnętrze wyściełałam ją jasnym materiałem, będzie teraz idealnym dodatkiem do pokoiku mojego dziecięcia (kórego koncepcja już narodziła mi się w głowie  a obecnie czeka tylko na realizację).
Gipsowe serduszko miało pierwotnie trafić jako pamiątka po wakacjach do mojej teściowej, ale że w trakcie oglądania przez trzylatkę nieco obśrupały mu sie boki, ("samo sie tak mamusiu zrobiło") spocznie na jednej z doniczek z zieleniną.


Jakiś czas temu wspomnialam o tym, że królem mojej kuchni jest tytułowy młynek, niech  tego świadectwem  będzie poniższa krótka sesja.


Pozdrawiam wszystkich wyjatkowo słonecznie.

piątek, 3 września 2010

A czasu ciągle brak

   Jedyne na co ostatnio narzekam to chroniczny brak czasu, na wszystko.
Z doświadczenia wiem jednak, że po intensywnym okresie przychodzi taki, który niesie ze sobą troszkę oddechu, tyle że jak go złapać gdy mały człowiek, który odkrył, ze można oderwać się od podłogi i spacerować na dwóch kończynach, ciagle woła po swojemu "chodź razem ze mną".
Dlatego powstają drobiazgi.
Pierwsze nieśmiałe próby decoupage'u.
Skrzyneczka po winie, która stała się organizerem na różności łazienkowe...
i zamieszkała w szafce.

Porządkuje mi tym samym dotychczasowy chaos, który tam panował.

Pudełeczko powstało tylko dlatego, że urzekło mnie  zdjęcie dwóch dziewczynek znalezione na stronie Różanego Anioła, album dostepny tutaj.




Stoi na toaletce i cieszy moje oczy strzegąc jednocześnie biżuteryjnych pierdołek.
Choć na większe robótki ręczne czasu nie ma zbyt wiele, to jednak przy pomocy pary mały rączek, zawsze gotowych i chętnych do pomocy ciasta pieką się niemal same.
Oryginalny przepis, z którego korzystalam piekąc te pyszności znadziecie  tutaj.
Ja pierwsze ciasto piekłam z brzoskwiniami, bo akurat pięknie się rumieniły pod sypialnianym oknem, a drugie choć ze śliwkami to jednak zamiast cukru pudru dałam cukier brązowy i mąkę razową bio 2000. Pycha-polecam!
Sprawdziłam osobiście już kilka razy, a najlepszą rekomendacją będzie prędkość z jaką znika z talerza, mówiąc szczerze nikt w domu nie czeka nawet aby ostygło.
Jest to najprostsze, najszybsze i najsmaczniejsze ciasto jakie można wyczarować w zaledwie 40 min.



Brzoskwiniowy bardziej słodki i az mokry od soku puszczonego przez owoce. Mniam!

śliwki  natomiast nadają ciekawą kwaskową nutę, do popołudniowej kawy czy herbaty nada się idealnie.



Smacznego!