czwartek, 27 września 2012

Body therapy

czyli coś dla ciała ...ale o tym za chwilę.
Przede wszystkim dziękuję za maila i wyróżnienia, niestety tegoroczny wrzesień rozpędził sie niczym francuski TGV i czasu mam jak na lekarstwo, stąd tak długa przerwa w moim blogowaniu. Narosłe zaległości w przeglądaniu blogów są już tak olbrzymie że czasami aż mi wstyd, ale niestety w chwili obecnej nie mogę sobie pozwolić na luksus poczytywania stron tylko dla własnej przyjemności (pewnie dlatego mam taką awersję do komputera, który służy obecnie tylko do pracy).
Dlatego dzisiejszy post będzie typową "przypominajką" o moim istnieniu,odwiedzam Was i poczytuję, w miarę możliwości zostawiam swój ślad, choć wiem że powinnam więcej i częściej , no ale...dziś o dwóch rzeczach, od których  jestem po prostu uzależniona, a z czego nie zdawałam sobie do tej pory sprawy, a co uświadomiło mi dopiero segregowanie śmieci;-)
Po 1.
Masło kokosowe- tu ukłon w stronę wszystkich produktów Bio (organic) dostępnych już niemal wszędzie. Obłędnie pachnie, a przy zmianie temperatury otoczenia zmienia konsystencje ze stałej na płynną. Nie tylko do ciała, ale również jako maseczka do włosów-wygładza nawet te ekstremalnie suche.




Po 2.
Masło orzechowe-no po prostu rewelacyjne, a że Bio i że bez soli i cukru-oooo to już luksus. Po przejrzeniu i osobistym skosztowaniu wszystkich dostępnych na polskim rynku masełek orzechowych oraganicznych tylko ten zdał egzamin na  6! Do wybory z orzechów arachidowych  lub migdałów (ja wolę arachidowy , mój małż preferuje te drugie) Niestety niedostępny w Polsce.




 A od czego Wy jesteście uzależnione?

Do zobaczenia na waszych blogach.
Pozdrawiam



piątek, 17 sierpnia 2012

Na dobry początek dnia.

      Z mojej tegorocznej wyprawy do Francji przywiozłam nie tylko masę wspaniałych wspomnień, album zdjęć  i kilka upominków ale również świeższe spojrzenie na otaczający mnie świat, (spojrzenie jakże inne od tego,którym dotychczas obejmowałam rzeczywistość wokół mnie). A to wszystko za sprawą wspaniałej pary, która mnie u siebie gościła i pozwoliła zajrzeć mi do swojego kawałka raju na ziemi.
Po raz pierwszy w życiu spotkałam ludzi żyjących aż w takiej symbiozie z przyrodą, potrafiących cieszyć się dosłownie każdą minutą, wielbiących spokój, ciszę, a nade wszystko miłujących  holistyczne podejście do wszystkiego wokół, wspierających lokalnych rolników, wyłączających prąd w całym gospodarstwie na noc, segregujących odpady, kochających zwierzęta oraz zdrową i przede wszystkim prostą kuchnię itp. itd.
Właśnie u nich jadłam śniadanie, które oczywiście króluje obecnie na moim stole, a które zostało ochrzczone przez moją kochaną kuzynkę - "Mniam".
Dziś pragnę podzielić się również z Wami tym moim małym kulinarnych odkryciem i zapewniam Was że jest to idealny posiłek na dobry początek dnia.  Z nutką naturalnej słodyczy, sycący na długo ale nie zamulający żołądka.


"Mniam"
1/2 banana
sok z 1/2 cytryny
2 łyżki (od zupy) oliwy z oliwek lub (olej rzepakowy-b.zdrowy)
1 łyżkę zmielonych 4 różnych rodzajów orzechów +2 dowolne ziarna (ja daję dyni i słonecznika)
1 łyżka zmielonego sezamu i siemienia lnianego.
3 dowolne owoce najlepiej sezonowe (ale nie mogą być egzotyczne)

Banana rozgniatamy z sokiem z cytryny , dodajemy olej, łyżkę zmielonych dodatków-mieszamy. Na wierzch dajemy owoce.
No po prostu Mniammm...
Jest to przepis jakieś francuskiej Pani Doktor, której nazwiska nie byłam w stanie zapamiętać, a która propaguje dietę makrobiotyczną.
A właśnie -co wy na to?wierzycie w dobroczynne działania makrobiotyki na nasz organizm?

Poniżej krótkie wspomnienie urokliwego wybrzeża Francji. 





Na zakończenie moja ostatnia praca- oczywiście fartuszek, fotka okrojona ale nie zdążyłam zrobić w całej okazałości, być może kiedyś właścicielka pokaże;-)pozdrawiam Cię Aniu i mam nadzieję, że nosisz go pichcąc w swojej urokliwej i jakże magicznej kuchni.

Weekendowe pozdrowienia dla Wszystkich, w szczególności jednak dla Asi i Julka, moich francuskich przewodników i wspaniałych przyjaciół.

piątek, 27 lipca 2012

Pochwała lata

Nigdy wcześniej z tak głęboką świadomością piękna nie przeżywałam pełni lata, może to przyszło z wiekiem , a może po prostu nauczyłam się tego dopiero teraz.
 Mój hedonizm eksplodował nagle i niespodziewanie, podziwiam cuda natury, którymi mogę w całej jej okazałości  każdego dnia się zachwycać, kosztować, wąchać, dotykać. Cieszy mnie każdy kwiat, zieleń trwa , śmiech dzieci pluskających się we wodzie, beztroski pies leżący wśród drzew, soczyste brzoskwinie, ociekające sokiem kawałki arbuza,  a najbardziej cieszy mnie to, że sama ładuję dzięki temu akumulatory.
Moją ulubiona porą  jest późne popołudnie, kiedy to słońce zmienia położenie podświetlając wysokie drzewa od zachodu, kładą one wówczas długie cienie na ogrodzie dające wytchnienie po upalnym dniu. Ogród zmienia wówczas swoje oblicze, wycisza się i jakby uspokaja, wysoka trawa milo łechce stopy i nawet jej wygląd , który po moim pierwszym samodzielnym nawożeniu, wygląda niczym kręgi w zbożu, jest jak balsam dla oczu i duszy. Wszystko spowalnia- lubię ten stan,a że z  natury jestem osoba, która nie usiedzi w miejscu, i ciągle coś musi robić, to taki rodzaj wyciszenia jest mi niezwykle potrzebny.




Wspominałam Wam kiedyś, że często widzę bocianie gniazdo, na dowód że to nie mrzonki załączam fotki.
Ten bociek często spaceruje po niezamieszkanej polanie nieopodal mojego domu.


O tym gnieździe jednak pisałam wcześniej, być może sąsiad z polany to Tatko tych młodych bocianiątek, obecnie są na etapie przyuczania do fruwania, codziennie machają skrzydełkami pod czujnym okiem rodziców.

Powiem Wam szczerze, że przy takiej pogodzie nie "robótkuję" zbyt wiele, tyle się wokół dzieje -a ja w epicentrum tego letniego "haosu" siedzę i kontempluje otaczający mnie świat, co jednak nie znaczy , że nie zdarzy mi się czegoś drobnego wymyślić.
Fartuszki stają się powoli moja obsesją , to już mój czwarty, ale nie miałam okazji ich pokazać bo bardzo szybko trafiały do nowych właścicielek, ten poniższy zdążyłam jednak obfocić.


 Tabliczkę zrobiłam już chyba w czerwcu (zainspirowała mnie taka na zagranicznym blogu ) ale również nie po drodze mi było z aparatem i dopiero teraz się zmobilizowałam do jej uwiecznienia na fotografii, tu w towarzystwie pewnej damy, która choć była prezentem dla mnie, znakomicie wtopiła się w otoczenie pokoju dziewczęcego.


A to już drobiazg, (zrobiłam ich już kilka wcześniej, jednak wszystkie poszły w świat) ten raduje moje oko;-)


Dziś Wam tylko życzę towarzystwa wody na ten weekend, zarówno tej do picia jak i do pluskania, choćby i w misce;-)
pozdrawiam

poniedziałek, 9 lipca 2012

Wyniki letniego Candy

       Wybaczcie , że trzymałam Was tak długo w niepewności, ale pogoda za oknem skutecznie teraz zniechęca do siedzenia przed monitorem ( ewidentnie widać,że wasze głosy przyniosły spektakularny rezultat i przywiodły do nas lato w pełnej krasie)
Przede wszystkim pragnę podziękować za tak liczny udział w moim candy i z olbrzymią  przyjemnością witam nowych obserwatorów. -(postaram się odwiedzić Wasze blogi w najbliższym czasie)
Ogłaszam ,że Letnie Candy wylosowała:

SABIK - z bloga Malachitowa Łąka

to jednak nie koniec niespodzianki! w związku z tak dużym zainteresowaniem  postanowiłam podzielić się kilkoma drobiazgami z jeszcze jedną uczestniczką zabawy. Trafi do niej zestaw 3 romantycznych francuskich pocztówek , kilka serwetek do decu oraz retro wieszak na gąbkę do mycia naczyń, którą przyklejamy nad zlewozmywakiem (niestety moje kuchenne kafelki nie trzymają tych ssawek dlatego przekazuję go nowej właścicielce ;-)),  wszystko ze sklepu Maison du Monde.

 Te przedmioty wylosowała :

GOSIA z bloga Stare Pianino Decupage


Wylosowane osoby proszę o kontakt w celu podania adresu do wysyłki (mojemlynki@op.pl).

GRATULUJĘ i wszystkich pozdrawiam.

piątek, 22 czerwca 2012

Letnie candy

Na przekór pogodzie w kratkę, która rozpieścić nas wyjątkowo nie chce, ogłaszam letnie Candy - aby każdy Wasz wpis był jak promień słońca na zasnutym chmurami niebie.
Dziś dla Was mały lampion z ptaszkiem, wieszak z francuskim napisem i  dwa tegoroczne egzemplarze   wydania katologu Masion du Monde (Collection 2012, oraz Outdoor 2012w wersji francuskojęzycznej )

Zasady wszystkim znane ale dla przypomnienia:
1. komentarza pod tym wpisem wyrażający chęć uczestnictwa
2. informacja na waszym blogu z odniesieniem (linkiem)do tej strony.
Ogłoszenie wyników 7 lipca.



pozdrawiam

piątek, 25 maja 2012

Maj...


mój ulubiony miesiąc, chłonę go całą sobą, wdycham oszałamiający zapach akacji utrwalając go w pamięci, sycę wzrok intensywną barwą traw, bez pośpiechu smakuję czerwoną soczystość truskawek , wsłuchuję się w znajome choć za każdym razem jakby nowe ptasie arie, radośnie przyglądam się mijanemu codziennie bocianiemu gniazdu ,z którego na chwilę obecną widać dumnie stojącego tatę i skromnie wysiadującą młode mamę (choć podejrzewam że już się małe wykluły-kwestia czasu kiedy pokażą swoje główki;-))) a w wolnej chwili oddaję się swojej "bibelotkowej" (jak ja zwie mój Małżonek) pasji.
I właśnie dzisiaj  trochę po wpływem chwili ale przede wszystkim mając motywację do działania uszyłam urodzinowy fartuszek dla pewnej wspaniałej osoby (trochę prywaty teraz: "Nanuś wszystkiego najlepszego").



Do kompletu uszyłam słoiczkowy kapelusik co by ładnie przyozdobić miodową słodkość.




Pozdrawiam i życzę miłego weekendu.

piątek, 18 maja 2012

Dziewczęcy pokoik -część pierwsza

Przyznam szczerze, że z aranżacją pokoiku córki miałam najwięcej problemów, bo co chwila zmieniała mi się koncepcja i jego ogólny obraz przeskakiwał w mojej głowie niczym kalejdoskop.
Nie jestem zwolenniczką różów, ale w tym przypadku decydujący głos miała jednak opinia mojego dziecięcia, która już od dawna w każdej niemal kwestii ma swoje odmienne zdanie .
A na pytanie "Mamo, a dlaczego mój pokój  jest taki biały?ja chcę mieć fioletowo- różowy!" zabrakło mi konkretniejszych argumentów niż ten, że tak jest ładniej, spokojniej no i mnie samej tak się właśnie najbardziej podoba.
Na chwilę obecną pokażę Wam tylko jedną stronę jej małego królestwa ponieważ część druga jest nadal w fazie roboczej-ale o tym będzie kiedy indziej.


Do dnia dzisiejszego nie podjęłam jeszcze ostatecznej decyzji czy mebelki w tym pokoiku przemalować na biało. Jak sądzicie?


Romantyczna podusia z francuskim haftem powstała na potrzebę tego właśnie miejsca, haft wykonała dla mnie znajoma na maszynie do haftu, myślę jeszcze o zasłonce z taką samą falbanką na okno, nie wiem tylko  czy nie zabierze za dużo światła, gdyż jest to pokój od wschodu i słońce świeci tu tylko w godzinach porannych. 


A na koniec małe co nie co z kategorii "Zrób to sam"- lampka nocna. 
Do tego potrzebna będzie :
-stara nocna lampka kontaktowa, którą bez żalu można przerobić
-trochę materiału, wstążeczki, ewentualnie jakieś inne drobiazgi do ozdoby
-pasująca do rozmiaru lampy-sztywna folia, osłonka (ja wzięłam od opakowania po winie, ale często takie osłony są w zabawkach dziecięcych).
Teraz wystarczy dociąć osłonkę pod rozmiar lampy,abażurek szyłam w całości ręcznie, nawet bez użycia maszyny- tylne części zeszyłam razem i nałożyłam na osłonę.

i Voila- mamy nocną lampę z romantycznym abażurkiem!



Na ścianie przy oknie chciałam jeszcze zawiesić ramę z wyszytym monogramem ale niestety nie zdążyłam zawiesić prze sfotografowaniem całości.


 Miłego weekendu!

piątek, 20 kwietnia 2012

"Kwiecień plecień...

...bo przeplata, trochę zimy , trochę lata"- ile prawdy jest w tym powiedzeniu przyszło mi sprawdzić właśnie w  bieżącym miesiącu, i nie wiem czy to za sprawą zmienności pogody czy też z wiosennego przesilenia ( jeśli w takowe wierzycie ), ale moje robótkowe nastawienie było właśnie przeplecione chęcią stworzenia czegoś nowego z niewyobrażalnym pragnieniem lenistwa.
W celu znalezienie złotego środka uciekłam się do metod łączonych-czyli błogiego nieróbstwa z aktywnym spędzaniem czasu, które jest sprawdzoną metodą na wszelkie dolegliwości.
Tabliczkę wykonałam spontanicznie dla Nowalinki, z którą wymieniłyśmy się interesującymi nas drobiazgami.


Rozetka to szczególne, osobiste  podziękowanie dla Ewki.


A różyczka to już  fascynacja wytworami ABily, które mnie zainspirowały do wyhaftowana własnej. Jej docelowe miejsce to półeczka w pokoiku mojej córci,  który mam nadzieję pokażę już niedługo.
N razie tylko malutka zajawka.
W tle widać rameczkę, którą dostałam w gwiazdkowym prezencie od Lusesity.






Pozdrawiam.

środa, 7 marca 2012

Wpis marcowy

Tym razem pokażę Wam coś, co zrobiłam pod wpływem postu jaki opublikowała jakiś czas temu Ola, przemiana jej kuchni tak bardzo mi się spodobała, że postanowiłam zrobić dla niej pewną rzecz , która umiliłaby jej dodatkowo spędzanie czasu właśnie w tym miejscu, które poddała fantastycznej metamorfozie.

Jako wzór fartuszka posłużył mi mój własny , który dostałam z wymiany (tu kolejny raz podziękowania i pozdrowienia dla Myszki).
Ten wykonany przeze mnie nie jest  doskonały ale starałam się najbardziej jak mogłam;-)))Olu mam nadzieję, że wybaczysz mi te wszystkie niedociągnięcia.
Dodatkowo pokusiłam się o zrobienie małego szyldu również do kuchni.


A w oczekiwaniu na pomyślne dostarczenie paczki w ręce Oli zrobiłam sobie wieszaczek, praca na 5-minut, plus czas na schnięcie i przetarcie;-) . 

wieszak retro biały bez nadruku osiągalny w Pepco.Ja mój przemalowałam pastelową orchideą Duluxa, bo jak dla mnie oryginalna biel była zbyt biała.



Pozdrawiam

wtorek, 14 lutego 2012

Nowe doświadczenia

Poniżej rezultat mojej pracy przy głośnym współudziale wyrzynarki, zbieżność z dzisiejszym dniem zupełnie przypadkowa,gdyż zostały one wycięte już jakiś czas temu.
Ozdoba całoroczna;-) choć jedno właśnie dzisiaj  trafiło w ręce kogoś Wyjątkowego.
Serca starałam się ozdobić w stylu retro stąd zamierzony efekt mocniejszych przetarć, jednak wszelkie inne niedoskonałości , zadziorki i szczerby to już niejako efekt uboczny moich poczynań, nie do końca udało mi się ujarzmić tą materię, ale myślę, że nawet te drobne uchybienia nadają całości niepowtarzalnego charakteru.
Pozdrawiam Was serdecznie,dziękuję za wszystkie wasze komentarze i życzę wspaniałego Walentynkowego wieczoru!

sobota, 4 lutego 2012

Stary niciak i wymianka

Zauważyłam ostatnio, że okresy intensywnej kreatywności przeplatają się u mnie z nie mniej namiętnym czytelnictwem;-)paradoksalnie im krótsza wydaje mi się doba tym więcej książek jestem w stanie przeczytać.
W tym też właśnie okresie powstał niciak, na który długo nie miałam pomysłu.
Inspiracją była dla mnie praca Margott, która podsunęła mi pomysł na łączenie nadruku na tkaninie z dekupażem i czym tam jeszcze co mi do głowy wpadnie.
A że klimat jej prac jest mi szczególnie bliski i bardzo mi się podoba kolorystyka w jakiej utrzymuje swoje otoczenie postanowiłam iść tym właśnie  kierunkiem i tak oto przy niewielkim nakładzie nadałam mu nowy look.
Nadruk na tkaninie, trochę zabawy z mogde podge, ciut starzenia materiału i koronek w kawie;-)







Do kompletu jest muffinę na szpile i igły.


Wcześniej uszyłam woreczek ....na wałki, i choć rzadko z nich  korzystam to jednak posiadam na stanie , a żeby nie kulały się byle gdzie to teraz mam gdzie je upakować....zadziwiające jak po francusku te nazwy pięknie brzmią....



Na koniec moja wisienka na torcie-czyli wymiana z Myszką, która w zamian za biżuteryjna szafeczkę , którą kiedyś zrobiłam uszyła dla mnie fartuszek kuchenny  i piękną broszę.
 Miłej Nocy życzę.......