piątek, 26 listopada 2010

Zimowa przystawka...

...bo chyba tak mogę nazwać krajobraz ukazujący sie moim oczom podczas porannej wyprawy samochodem. Niby z taką nieśmiałością a jednak pobieliła po raz pierwszy Pani Zima wszystko dookoła (przynajmniej u mnie -choć tylko na chwilę, zimowy schabby chic z naciskiem na burą i szarą przecierkę;-))), dając przedsmak tego, co już niedługo nam zaserwuje na główne danie. A to już tuż tuż, bo od środy idą mrozy.
Lubię zimę z jej mroźnym wizerunkiem, skrzypiącym śniegiem pod butami, bieluchnymi drzewami, zaczerwienionymi nosami mijanych przechodniów, strzelającym ogniem w kominku, parą unoszącą się z nad kubka aromatycznej kawy bądź herbaty, za ciepłe skarpety i puchate swetry.
 No ale ja nie o tym chciałam dziś pisać, zrobiło się jednak tak świątecznie na Waszych blogach i ciutkę zimowo dlatego ten wstęp był jak znalazł.
Ruszając więc tym samym torem co i Wy przedstawiam Wam mojego toaletowego przydasia (wiem wiem, że on ze świętami nic wspólnego nie ma-no ale jakoś musiałam go wkręcic na dzisiejsze przedstawienie)
W końcu udało mi się  go skończyć. Tak jak robota paliła mi się w rękach na początku ,tak później oklapłam z zapału, że to tak długo mi idzie. Ale juz koniec - uff.
Zdjęcia kiepskie-ale przy takim świetle trudno było mi uzyskać coś lepszego. Wzór korony z wieńcem utworzonym z liści zaczerpnęłam ze strony  utalentowanej Ani- Penelopis, która dzieli się z nami swoimi cudnymi tworami.










Z ozdób światecznych na chwilę obecną jest ukończony tylko ten haft, ale przygotowania  idą pełną parą.

Na dziś to już wszystko, pozdrawiam i miłej nocy życzę.

piątek, 5 listopada 2010

Słabość do staroci

Tak to już ze mną bywa, że potrafię narobić sobie tygodniowych  blogowych zaległości, no a gdy później w wolnej chwili zasiadam przed komputerem- to czytanie nowości potrafi skraść mi tyle czasu, że już na nic innego, mojej wolnej chwili nie mogę poświęcić. Oj, moja Pani od polskiego za konstrukcję zdania dałaby mi dwójkę. Choć to teraz pewnie jedynki się stawia.
   Tyle się pozmieniało od czasów mojej podstawówki, czy na lepsze? to już indywidualna ocena każdego z nas. Ale wiem jedno, biegałam sama z kluczem uczepionym tasiemki, po odrobieniu lekcji brykałam z koleżankami i kolegami przed blokiem, graliśmy w "kamienia" , zbijanego, w gumę, skakankę, szukanego, podchody....nie było komórek, internetu i całej tej masy innych "niezbędnych"do życia rzeczy a jednak codziennie był czas by się spotkać z przyjaciółmi i pogadać, pisaliśmy listy, wyjeżdzaliśmy na kolonie do innego miasta i było tak cudnie, tak prosto i zwyczajnie, swojsko. A bajki to były tylko na dobranoc, no i teleranki, domowe przedszkole a nawet okienko Pankracego. Ileż radości wówczas miałam.
Chciałabym aby i moje dzieci miały takie "dziecinne" dzieciństwo.
Tak mnie na wspominki wzięło pewnie przez te starocie, które znalazłam. Mam słabość do takich gracików, z pozoru banalne, czasem brzydkie rupiecie, niejeden wyrzuca takie na śmieci ale ja, och zachwycam się nimi niezmiennie, od czasu przeprowadzki na wieś.
Pierwsze znalezisko odkrył mój Małżonek i przytargał do domu, nie miałam nawet czasu aby je oczyścić, z drugiej strony może właśnie w takim stanie je zostawię. Kilka wrzosików i już garniaczek robi za donicę.

Drugą rzecz znalazłam na strychu, ni to wiaderko, ni to jakieś naczynie, u mnie pełni funkcję zdobniczą, do spółki z tą piękną podlewajką-konewką.  Ubóstwiam takie przedmioty z historią, szarpnięte i to mocno przez czas, mają swój nieodparty urok i czar.






A to puzderko ostało się po poprzednich właścicielach,niszczało na dworze służąc palącym gościom za popielniczkę- przygarnełam to maleństwo- a jakże by inaczej, chcę je oczyścić tylko nie wiem jak później uzyskać taki fajny efekt patyny i staroci. Może znacie jakąś metodę?


A na koniec coś z czym były małe problemy, otóż obraz w tej okropnej ramie wisiał w naszym salonie przez 4 lata. Jakoś dawaliśmy sobie radę w jego towarzystwie wcześniej, aż nadszedł dzień gdy powiedziałam "dość".  Niestety stolarz nie podjął się odbarwienia tudzież zeszlifowania starej farby bo jak stwierdził "pokryte to jest czymś dziwnym i nie schodzi po preparacie do starych farb a szlifując zniszczę ramę" (moje usilne próby ścierania farby również nic nie dały), dopiero znajomy znajomego podjął się tego zadania i oczyścił mi ramę do gołego drewna. Jakież było moje szczęście widząc je w postaci, która dała mi pole do popisu. Pokryłam je tylko preparatem do konserwacji drewna w kolorze Tik, aby nadać mu subtelną barwę i podkreślić słoje. Na koniec lakier ochrony i voila! moje pierwsze malunki drewna, małe bo małe, no ale ważne, że uzyskałam ten efekt na którym mi zależało.
Przed zmiana wyglądał tak:

Zdjęcie kiepskie i ta lampa błyskowa odbita w kadrze, ale chyba widać trochę, że ta czerń była starsznie przytłaczająca.
A po zmianie:

Na razie stoi na strychu, jak już zawiśnie na swoim miejscu, zaprezentuję go w całej okazałości i w komplecie do siostrzanej niemalże ramy, na której to wzór i podobieństwo była ta przemiana.
    A juz tak na pożegnanie chciałabym serdecznie podziekować Antice, za słoneczne wyróżnienie, którym mnie obdarowała. Jest do dla mnie ogromne zaskoczenie i naprawdę miła niespodzianka, bo jestem w tym środowsku takim dopiero co raczkującym dziecięciem.
W związku z faktem, że praktycznie wszystkie blogi, w których się rozczytuję są dla mnie głębokiem źródełem inspiracji, podziwu, fascynacji -nie wybiorę z nazywy tych, do których chiałabym przekazać je dalej, ponieważ wszystkie jesteście diabelnie zdolne i utalentowane i do każdej z Was powinno trafić nie tylko takie wyróżnienie ale i masa innych .
Pa!