czyli coś dla ciała ...ale o tym za chwilę.
Przede wszystkim dziękuję za maila i wyróżnienia, niestety tegoroczny wrzesień rozpędził sie niczym francuski TGV i czasu mam jak na lekarstwo, stąd tak długa przerwa w moim blogowaniu. Narosłe zaległości w przeglądaniu blogów są już tak olbrzymie że czasami aż mi wstyd, ale niestety w chwili obecnej nie mogę sobie pozwolić na luksus poczytywania stron tylko dla własnej przyjemności (pewnie dlatego mam taką awersję do komputera, który służy obecnie tylko do pracy).
Dlatego dzisiejszy post będzie typową "przypominajką" o moim istnieniu,odwiedzam Was i poczytuję, w miarę możliwości zostawiam swój ślad, choć wiem że powinnam więcej i częściej , no ale...dziś o dwóch rzeczach, od których jestem po prostu uzależniona, a z czego nie zdawałam sobie do tej pory sprawy, a co uświadomiło mi dopiero segregowanie śmieci;-)
Po 1.
Masło kokosowe- tu ukłon w stronę wszystkich produktów Bio (organic) dostępnych już niemal wszędzie. Obłędnie pachnie, a przy zmianie temperatury otoczenia zmienia konsystencje ze stałej na płynną. Nie tylko do ciała, ale również jako maseczka do włosów-wygładza nawet te ekstremalnie suche.
Po 2.
Masło orzechowe-no po prostu rewelacyjne, a że Bio i że bez soli i cukru-oooo to już luksus. Po przejrzeniu i osobistym skosztowaniu wszystkich dostępnych na polskim rynku masełek orzechowych oraganicznych tylko ten zdał egzamin na 6! Do wybory z orzechów arachidowych lub migdałów (ja wolę arachidowy , mój małż preferuje te drugie) Niestety niedostępny w Polsce.
A od czego Wy jesteście uzależnione?
Do zobaczenia na waszych blogach.
Pozdrawiam